sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział drugi

- On jest bogatym i rozpieszczony synulkiem – mówiła Hanna Bellingstone do Andy’ego przez telefon. Było już ciemno. Tylko światło w jej pokoju było zapalone, bo pozostałe budynki tamtej ulicy w Nowym Orleanie pogrążone były w mroku.
- Daj spokój! – Jęknął jej przyjaciel. – Lepiej porozmawiajmy o kimś, o kim chcesz mówić!
- Co u Davida? – Pisnęła podekscytowana.
- A więc…– zagadnął wesoło Andy, a Hannie zaczęło szybciej bić serce – David Holton się przeprowadził. – Brunetka smutno westchnęła. – Do Nowego Orleanu!
- Co?!
- Wiesz, już miał dosyć siedzenia w Holl Town. W Nowym Orleanie ma blisko na swoją uczelnię.
- Więc nie będzie mieszkać w kampusie – brunetka mówiła sama do siebie. Była szczęśliwa. Być może w końcu go zobaczy. Swojego ukochanego Davida!
- Hanna, słuchasz mnie jeszcze! – Zimny ton wyrwał się z gardła jej przyjaciela, który nie lubił, kiedy ktoś mu przerywa. – David będzie chodzić do baru Old Is Great… - chłopak nieśmiało zagryzł wargę – czy jakoś tak – dodał pośpiesznie.
- Skąd wiesz?
- Daj spokój! Ten twój John może być synem miejscowych celebrytów, ale tutaj swoje rządy obejmuje rodzina Davida. Wszyscy wiedzą o ich familii, więc czemu ja miałbym nie wiedzieć – prychnął. Często miał wrażenie, że jego znajomi go nie doceniają. A Andy bardzo nie lubił być niedoceniany. – Będzie tam w sobotę… o szesnastej.
- Nie wiem, czy mnie wujostwo puści.


- Ty… - mruknął. – Jesteś mistrzynią ściemniania. Nie masz tam koleżanek? Powiedz, że idziesz – i wtedy, po drugiej stronie, zdarzyło się coś czego Hanna się nie spodziewała. Światło w pokoju naprzeciwko zapaliło się, a oczom czternastolatki ukazał się blondyn z szarymi oczami – John McLou! Hanna stanęła przy parapecie. Blondyn uśmiechnął się, a ona pokazała mu środkowy palec. John zaczął szukać czegoś w swoim plecaku, a potem wyciągnął jakąś książkę. Otworzył ją i pokazał dziewczynie wybrany temat – był to podręcznik od biologii, a strony przedstawiały proces rozmnażania. Bellingstone prychnęła wściekle i odwróciła się. – Słuchasz mnie jeszcze? – Jęknął Andy.
- Tak. – Odpowiedziała. – Znaczy nie. Mógłbyś powtórzyć? – Niewinnie zagryzła wargę.
- Co się dzieje? Hanna!
Brunetka wzięła głęboki wdech.
- Po prostu jakiś debil – zagryzła wargę. – Jakiś debil – powtórzyła. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć swojemu przyjacielowi.
- Jaki debil?
- John McLou – wyjaśniła po chwili. – Wiesz, muszę kończyć. Dzięki za info.
- Pa – rzucił na pożegnanie Andy, a potem się rozłączył.
Hanna odwróciła się, ale Johna już nie było.
***
Następnego dnia w szkole Hanna trzymała się Rosario i Dakoty. Szybko odkryła, że dziewczyny są świetne. Rosario była bardziej powściągliwa, często – nawet podczas wypowiadania najciekawszych plotek – zakładała słuchawki, z których słychać było muzykę klasyczną. Natomiast Dakota była dziewczyną wiecznie uśmiechniętą. Prawdą było, że mówiła za dużo, ale kto by się tym przejmował, no nie?
- Hej! - Nagle ktoś zawołał Hannę, kiedy wraz z dziewczynami przemierzała korytarz. Rosario i Dakota zatrzymały się, a Hanna się odwróciła. Stał przed nią John. - Chciałbym porozmawiać – mruknął, drapiąc się po głowie. Dziewczyna zacisnęła wargi, a on dodał: - na osobności.
Niepewnie chwyciła jego dłoń, i odeszli pod jakiś parapet.
- Co się stało? - spytała.
- Chciałem przeprosić. Zachowywałem się jak kompletny palant. - Wbił spojrzenie swych pięknych szarych oczu w podłogę. - Przepraszam. Normalnie taki nie jestem. Może chciałabyś się przekonać, jak zachowuję się normalnie...
Czternastolatka kiwała głową.
- Może spotkajmy się w sobotę, co?
- W sobotę – nerwowo powtórzyła. Zastanowiła się chwilę, a potem genialny pomysł wpadł do jej pięknej główki. - Pod warunkiem, że będziesz przyjdziesz do mnie dzisiaj, jutro... pojutrze i w piątek.
- Aż tak ci zależy? - Zachichotał, zarabiając tym samym kuksańca w brzuch.
- Nie – jęknęła. - I weź ze sobą okulary. Masz wyglądać jak kujon. Zachowywać się też masz jak kujon. A w sobotę pójdziemy do Old Is Great.
- Czemu akurat tam?
- Bo... - nie wiedziała, jak ma mu to wytłumaczyć. Machnęła dłonią i odwróciła się, żeby wrócić do dziewczyn. Postawiła już jeden krok, kiedy usłyszała głos Johna:
- Do zobaczenia na biologii – syknął.
Odwróciła się.
- Skąd wiesz, że będę chodzić na biologię?
- Zapamiętaj – powiedział – John McLou zawsze wie wszystko!
***
Biologia była prawdziwa męczarnią, zresztą jak i angielski – jak się okazało, uczęszczał na niego także John. Ciągłe wymienianie uśmiechów i spojrzeń było straszne. A najgorsza była myśl o tym, że Hanna robi to dla Davida. Nie, nie mogło być niczego gorszego.
Po jednej z ostatnich lekcji – mogła to być historia – do brunetki podeszła Jessica Price.
- Co się stało? - zapytała lekceważącym tonem głosu.
- Jak to – wysoka rudowłosa ślicznotka wściekle zwęziła wargi. - Co masz wspólnego z Johnem?
- Ja... z Johnem – Bellingstone mruczała pod nosem. Wcale nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. Bo przecież jak miała wytłumaczyć szkolnej gwiazdeczce, że spotka się z Johnem, żeby zobaczyć Davida, żeby w końcu do niego zagadać, bo przecież w Nowym Orleanie była osobą, która by się na to odważyła? No jak?! - Za długo by opowiadać – miała nadzieję, że to wyjaśni sprawę.
- Nie. Opowiadasz teraz. Już. Natychmiast.
Wtedy Rosario wkroczyła do akcji. Spoliczkowała rudowłosą.
- To za Theo – potem spoliczkowała ją drugi raz – a to za moją przyjaciółkę. - Chwyciła drżącą teraz już dłoń Hanny, i dziewczyny odeszły, nim ktokolwiek zdołał je zapytać, co się właściwie stało.
- Dziękuję – powiedziała Hanna, kiedy były już daleko od Price.
- Nie ma za co – rzuciła Rosario. I od tamtej chwili dziewczyny stały się przyjaciółkami.