czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział pierwszy



- Dzień dobry – powiedziała nieśmiało Hanna, wchodząc do środka. George, dziesięcioletni syn wujostwa, przytulił ją w pasie.
Drzwi się zamknęły i wujostwo spojrzało surowo na czternastolatkę.
- Więc będziesz uczyć się w jednym z liceów w Nowym Orleanie? – Zapytał wujek, a jego cholernie niebieskie tęczówki nie wydawały się być  ani trochę łagodne.
- Tak. – Zmarszczyła czoło. – Gdzie będzie mój pokój? – Spytała po chwili, uważnie rozglądając się. Choć doskonale znała swoje wujostwo, nigdy nie była u nich w domu.
Dziesięciolatek chwycił ją za dłoń i wrzasnął:
- Ja cię zaprowadzę!
       Hanna i George trafili do dość dużego pomieszczenia, którego ściany miały kolor niebieskoszary. Widok z ogromnego okna był imponujący – mnóstwo czerwonych tramwai przejeżdżało przez ulice Nowego Orleanu, a na wprost pokój jednego z wieżowców. Brunetka z zachwytu, aż westchnęła.
- Ślicznie tu! – Stwierdziła.
- No tak – powiedział dziesięcioletni szatyn, siadając na ogromnym łóżku. Wyszczerzył zęby, a potem dodał: - i będziesz mieć blisko na tramwaj.
Bellingstone przysiadła.
- To twój pokój?
George nieśmiało pokiwał głową.
- A ja… gdzie będę spać?
- Jest tu dużo miejsca. Rodzice mówią, że zmieścimy się w jednym łóżku. – Uśmiech zawisł na jego twarzy, jednak po chwili podniósł palec do góry, a szczęście którym emanował zniknęło – będziesz mi opowiadać bajki na dobranoc. Dobre bajki!
Dziewczyna przytuliła swojego kuzyna.
***
    Następnego poranka Hanna Bellingstone weszła do szkoły. Fakt, nie było jej na rozpoczęciu roku szkolnego, bo rodzice uważali to za kompletnie niepotrzebne i nieobowiązkowe. Plan lekcji przecież dziewczyna otrzymała już w drugiej połowie sierpnia.
   Korytarz był pomalowany na żółto – to takie typowe. Szare szafki poustawiane przy ścianach były oblegane uczniami. Kiedy rozejrzała się głębiej, zaczęła w tych wszystkich ludziach dostrzegać emocje, które przepływały przez ich ciała.
Zagryzła wargę. Czas zacząć piekło!
Krok pierwszy.
Krok drugi.
Krok trzeci.
      Nagle jakiś chłopak w czarnym kapturze wpadł Hannę. Książki z jej dłoni spadły na podłogę, a chłopak zniknął. Hanna prychnęła wściekle i zaczęła zbierać porozrzucane książki. Wtedy dostrzegła, jak różowe tipsy dobierają się do jej książek.
Bellingstone uniosła głowę.
    Ujrzała dziewczynę o miłym uosobieniu. Złote zalokowane pukle opadały na jej ramiona. Jasnoniebieskie tęczówki ujawniały duszę dziewczyny – z pewnością była łagodna. Ładny nos i ładne usta były dopełnieniem całości, a sposób w jaki się poruszała swym idealnym ciałem – wywoływał z pewnością uśmiech na wielu chłopięcych twarzach.
- Proszę – podała książki brunetce i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Hanna kiwnęła głową, także się uśmiechnęła, jednak odeszła, przyśpieszając kroku.
Dziewczyna skierowała się w stronę sali geograficznej.
Weszła.
   Posępne twarze – to na początek przykuło jej uwagę. Ominęła pierwszy rząd, w którym siedział jakiś brunet w garniturze. Ominęła drugi rząd. W końcu usiadła w trzecim rzędzie, gdzie przed sobą i za sobą miała wolne miejsca.
    Gdy rozłożyła już wszystkie książki na ławce, zaczęła przyglądać się uważnie mahoniowym drzwiom – do sali zaczęła napływać fala uczniów. Nerwowo zastukała palcami w blat ławki. Zagryzła wargę i dostrzegła wysoką rudą ślicznotkę ubraną w skąpą sukienkę, która zatrzasnęła za sobą drzwi. Potem te drzwi otwarły się i weszła śliczna blondynka, która jeszcze przed chwilą pomogła Hannie pozbierać książki. W każdym razie obydwie dziewczyny skierowały się w stronę Bellingstone. Rudowłosa usiadła przed brunetką, natomiast blondynka zajęła miejsce za Hanną.
Zadzwonił dzwonek.
   Do pomieszczenia weszła niziutka kobieta z krótką kasztanową czupryną. Na sobie miała pomarańczowy sweter i ciemnogranatowe spodnie. Wzięła kredę i na tablicy wyryła swoje nazwisko – Emelie Gratz.
- Dzień dobry – przywitała się. – Na moich zajęciach będziemy uczyć się geografii. Wszystkie jej sekrety będziemy mogli poznawać właśnie tutaj. Jednakże jest to wasz pierwszy dzień w liceum… a zarazem pierwsza godzina, więc chciałabym, żebyście usiedli w parach. – Nikt nawet nie drgnął. – Wybierzcie osoby, których nie znacie. Może to będą wasi przyjaciele – udawany uśmiech zawisł na jej twarzy.
Uczniowie zaczęli zmieniać miejsca, jednak Hanna Bellingstone nawet się nie ruszyła. Nagle do niej przysiadła się tamta blondynka.
- Przywitajcie się – westchnęła, a następnie spojrzała na zegarek – macie równo piętnaście minut na poznanie się.
- Dakota, Dakota Sensil – powiedziała nieśmiało dziewczyna, wbijając spojrzenie jasnoniebieskich oczu w twarz Hanny.
- Hanna Bellingstone.
- Ładnie – stwierdziła Dakota. – Ale nie jesteś stąd?
- Dlaczego pytasz?
- Bo nigdy wcześniej cię nie widziałam – mówiła melodyjnym tonem głosu.
- Masz rację – przyznała po chwili brunetka. – Jestem z Holl Town. Teraz mieszkam u wujostwa.
Blondynka zaklaskała.
- Jak cudownie. Mieszkanie u wujostwa musi być takie pasjonujące. Zawsze tak chciałam, ale skoro już mieszkam w Nowym Orleanie, to przecież nie będę się specjalnie przeprowadzać, prawda?
Hanna skinęła głową, a potem przewróciła oczami.
- Na jakie przedmioty będziesz chodzić w tym semestrze? Ja na geografię, fizykę, wychowanie fizyczne, psychologię – wyliczała na palcach – teorię muzyki i historię USA.
- Algebra, angielski, geografia, biologia, hiszpański, nauki polityczne, WOS i historia – powiedziała szybko. Wcale nie miała ochoty na poznawanie nowej koleżanki, bo przecież ciągle tęskniła za swoją starą paczką.
Sensil zagryzła wargę, nie wiedząc co powiedzieć.
 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc8LBlsQK7R9A1VC8csPT7B7qM-6jR_4wJrwpiQnF8p7U-fMAbRiNKoTSPzlKe0H-YT59tb07xP4tgZEJ4NPecl7TRiOGfBfA48TRjsznPypOPrx94CCX2m3bWakDcZrEyGQn9HzsORqXj/s1600/Hanna-3-hanna-marin-32038068-500-281.gif
- Na przerwie przedstawię ci moją przyjaciółkę.
Przyjaciółkę? Jak ktoś taki może mieć przyjaciółkę. Ta dziewczyna mówi za dużo – myśli kłębiły się w głowie brunetki.
- Jak ma na imię?
- Rosario Hale. Ale wszyscy mówią na nią Rose – mówiła z uśmiechem na ustach. – Wszyscy… znaczy ja i jej chłopak. – Chwyciła za dłoń Hanny i wskazała chłopaka w garniturze z pierwszego rzędu, który był pochłonięty rozmową z rudowłosą ślicznotką, która jeszcze przed chwilą siedziała przed Hanną. – To Theo. – Blondynka zacisnęła na sekundę wargi – Rose nie byłaby zadowolona.
- A ta dziewczyna to… - Bellingstone opuściła dłoń.
- Jessica Price! – Brunetka wytrzeszczyła swoje ładne brązowe oczy. Była pewna, że gdzieś już to nazwisko słyszała. – Prawdziwa ździra. Spała z połową chłopaków w gimnazjum. Teraz zaliczy pewnie całe liceum. – Dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk swoich słów. – No wiesz… pupilek nauczycieli, ulubienica wszystkich, ale nas nie trawi.
Starała się ją zrozumieć. Uśmiechnęła się nawet, ale Dakota była za bardzo pochłonięta swoim monologiem, żeby to zauważyć.
- Koniec czasu! – Powiedziała głośno geografka. – Teraz się rozsiądźcie – uczniowie posłusznie wykonali polecenie.
***
Po lekcji geografii Dakota chwyciła pod rękę Hannę i zaprowadziła ją do Rosario.
     Rosario była niską i szczupłą dziewczyną. Długie ciemne lokowane włosy sięgały biustu. Usta wymalowane na ciemnoczerwony kolor, świadczyły, że jej rodziców nie obchodzi wygląd dziewczyny. Potwierdzał to także jej strój – czarna tunika potraktowana jak sukienka, nie posiadała niczego pod spodem, dzięki czemu można było zobaczyć o ciapkę za dużo niż powinno.
- Cześć Rose – powiedziała blondynka.
Brunetka prychnęła.
- Nie nazywaj mnie tak. Jestem Rosario – melodyjny głos wypłynął z jej ust. – A to kto? – zapytała ciekawsko i sympatycznie, wbijając spojrzenie swych głębokich zielonych oczu w Bellingstone.
- Jestem Hanna – przedstawiła się. – A ty jesteś Rosario Hale. – Widząc zdziwienie na twarzy brunetki, szybko dodała: - Dakota wyjaśniła.
- No tak… - uśmiech opanował ciemnoczerwone usta Rosario. – A nazwisko?
- Bellingstone.
- Super – powiedziała ciepłym tonem głosu. – Mam nadzieję, że nie będziesz mieć zupełnie innych przedmiotów niż ja. Z Dakotą już i tak mam za mało zajęć – zacisnęła wargi, jakby miała nadzieję, że Hanna zaraz powie na jakie zajęcia będzie uczęszczać.
- Spokojnie! – Nagle do rozmowy włączyła się blondynka. – Macie razem angielski i historię! – Zabrzmiało to jakby dziewczyna uczyła się planu zajęć swojej przyjaciółki na pamięć.
- Chociaż tyle – mruknęła zielonooka.
Wtedy Hanna zauważyła postać w ciemnym kapturze odwróconą i stojącą pod ścianą.
- Muszę was na sekundę przeprosić – powiedziała, i chwilę potem znalazła się tuż za tajemniczą postacią.
    Ściągnęła kaptur, a postać odwróciła się. Bellingstone ujrzała wysokiego blondyna. Spojrzenie swoich szarych oczu wbił w twarz dziewczyny, a potem spytał:
- Co jest?!
- Jak to co?! Uważaj… jak leziesz. Jeżeli jeszcze nie opanowałeś tej sztuki, to może zapisz się do przedszkola. – Chciała już odejść, kiedy zdała sobie sprawę, że chłopak patrzy na nią z rozbawieniem. Skóra na jego wysokich kościach policzkowych także wydawała się drgać z tego samego powodu. – I co cię tak bawi! – To nie było pytanie.
- Ty. Jesteś taka wściekła, bo cię potrąciłem?
Hanna odwróciła się i zaczęła odchodzić, kiedy blondyn złapał ją za koniuszki palców, co jednocześnie zmuszało ją, żeby spojrzała na niego.
- Przepraszam – nieśmiało zagadnął.
Brunetka wyrwała dłoń i wróciła do dziewczyn.
- Co to było? – zapytała Rosario.
Z gardła Hanny Bellingstone wydobyło się tylko jęknięcie.
- Raczej kto!
- Nie wiesz kto to? – spytały jednocześnie Dakota i Rosario.
- Nie?
- To John McLou!

wtorek, 26 lipca 2016

Prolog



   Jasnoniebieska sukienka przed kolano nadawała jej jasnej skórze wyrazu. Ciemnobrązowe włosy upięte w wysoki kok sprawiały, że wyglądała na swój wiek – miała czternaście lat. Jednak złota biżuteria i czarne baleriny psuły tamten efekt, Hanna wydawała się starsza.
- Jesteś pewna, że nie chcesz spędzić tego czasu z nami? – zapytała jej matka.
- Nie – odpowiedziała uprzejmie, chwyciła za czarną torebkę i wyszła z domu.
***
    Piętnaście minut później znalazła się w swojej ulubionej kawiarence. Przyjaciele siedzieli już przy ich stoliku.
- Cześć – powiedziała, siadając pomiędzy Heather a Nicole.
Andy wyszczerzył swoje ładne zęby w uśmiechu. Poprawił czarną grzywę, która zaczęła wchodzić mu w jego złotobrązowe oczy.
- Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz – stwierdził. – My zaczynamy liceum w Holl Town, a ty…
- A ja jadę do Nowego Orleanu.
- Gdzie się tam podziejesz? – spytał beztrosko blondyn o imieniu Sean, wbijając spojrzenie swych bladoniebieskich oczu w jej mleczne przedramię.
- Zamieszkam u wujostwa. Mają dziesięcioletniego syna.
- Bo my już wszyscy wiemy, jak ty kochasz dzieci – mruknął Andy, a w jego złotobrązowych tęczówkach pojawiło się coś w stylu zmieszania. – Ja pieprzę – dodał.
- Co?! – Pisnęła Nicole, zwężając wargi.
   Wszyscy odwrócili głowy. Ich oczom ukazał się wysoki blondyn. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i wielgaśne błękitne oczy, których spojrzenie utknęło pomiędzy Hanną a Heather. Uśmiechnął się w ich stronę, a potem zajął miejsce przy barze.
- David – szepnęła Hanna Bellingstone, zagryzając wargę. Poprawiła fryzurę. – Udajemy, że się dobrze bawimy – wzięła głęboki wdech.
Nicole zachichotała, a na jej śniadej twarzy pojawiły się zmarszczki.





Andy zaczął nerwowo pstrykać palcami.
- Jak on może ci się podobać? Jest taki…
- No jaki! – Powiedział głośno blondyn, a Nicole kopnęła go pod stołem.
- Jest… - kontynuował brunet – głupkowaty, żyje tylko dla satysfakcji.
Hanna wściekle zagryzła wargę.
- Po prostu powiedz, że cię wkurwia fakt – do stolika podeszła kelnerka, wręczając Hannie i Seanowi mrożoną herbatę z cytryną, Andemu sok marchewkowy, Nicole czekoladę na zimno, a Heather koktajl gruszkowy – że nie jesteś tak przystojny jak on – dodała, gdy kelnerka odeszła.
- Nie! Po prostu nie mogę uwierzyć, że wybrałaś liceum w Nowym Orleanie. I nie mogę uwierzyć, że zostawiasz nas – uśmiechnął się – i jego.
Nicole westchnęła.
- Nie mogę uwierzyć, że się kłócimy. Dzisiaj Hanna opuszcza Holl Town. Zobaczymy ją dopiero na święta.
- Może – przerwała Heather.
W oczach Bellingstone pojawiły się łzy, ale dziewczyna zamrugała, żeby się nie rozpłakać.
- Tak mi przykro – chwyciła za dłonie swoich przyjaciółek. – Zostawię tu moich najlepszych kumpli i moje dwie ukochane bliźniaczki.
- Daj spokój – Heather machnęła dłonią, którą wyrwała z uścisku Hanny. – Nawet nie wyglądamy jak bliźniaczki – zachichotała, a chichot Seana jej zawtórował.
Miała rację! Nie wyglądały jak bliźniaczki.
    Heather była niska. Miała poniżej metra sześćdziesiąt wzrostu. Jej karmelowe oczy były duże i przepiękne, idealnie skrywane pod powiekami z gęstymi rzęsami. Duże różowiutkie usta i czarne włosy sięgające do połowy ramion – tak, różniła się od swojej siostry.
   Nicole wyglądała zupełnie inaczej. Więcej niż metr siedemdziesiąt wzrostu i ładne zgrabne ciało, którym kusiła. Śniada cera, zresztą taka sama jak u Heather, rozgrzewała serca wielu chłopaków. Wąskie usta o kremowej barwie, prosty nos i głębokie brązowe oczy, i te długie zdrowe ciemne włosy - były tylko tłem tego wszystkiego. Nicole była naprawdę piękna.
***
    W Holl Town było już ciemno. Pod rezydencją Bellingstonów zebrała się grupka osób. Tylko rodzina – tak to sobie tłumaczono.
- Dzwoń, pisz… wiesz, że cię kochamy – powiedziała matka Hanny, mając już łzy w oczach.
- Doskonale o tym wiem! – Zacisnęła zęby, mając nadzieję, że nie uroni ani jednej łzy.
- Chodź tu do mnie – rzuciła starsza siostra, a potem obydwie dziewczyny wylądowały w objęciach.
Chwilę  trwało, nim Hanna wsiadła do czerwonego samochodu swojego ojca i wyruszyła do Nowego Orleanu.