- Dzień dobry – powiedziała nieśmiało Hanna, wchodząc do
środka. George, dziesięcioletni syn wujostwa, przytulił ją w pasie.
Drzwi się zamknęły i wujostwo spojrzało surowo na
czternastolatkę.
- Więc będziesz uczyć się w jednym z liceów w Nowym
Orleanie? – Zapytał wujek, a jego cholernie niebieskie tęczówki nie wydawały
się być ani trochę łagodne.
- Tak. – Zmarszczyła czoło. – Gdzie będzie mój pokój? –
Spytała po chwili, uważnie rozglądając się. Choć doskonale znała swoje
wujostwo, nigdy nie była u nich w domu.
Dziesięciolatek chwycił ją za dłoń i wrzasnął:
- Ja cię zaprowadzę!
Hanna i George
trafili do dość dużego pomieszczenia, którego ściany miały kolor
niebieskoszary. Widok z ogromnego okna był imponujący – mnóstwo czerwonych
tramwai przejeżdżało przez ulice Nowego Orleanu, a na wprost pokój jednego z
wieżowców. Brunetka z zachwytu, aż westchnęła.
- Ślicznie tu! – Stwierdziła.
- No tak – powiedział dziesięcioletni szatyn, siadając na
ogromnym łóżku. Wyszczerzył zęby, a potem dodał: - i będziesz mieć blisko na
tramwaj.
Bellingstone przysiadła.
- To twój pokój?
George nieśmiało pokiwał głową.
- A ja… gdzie będę spać?
- Jest tu dużo miejsca. Rodzice mówią, że zmieścimy się w
jednym łóżku. – Uśmiech zawisł na jego twarzy, jednak po chwili podniósł palec
do góry, a szczęście którym emanował zniknęło – będziesz mi opowiadać bajki na
dobranoc. Dobre bajki!
Dziewczyna przytuliła swojego kuzyna.
***
Następnego poranka Hanna Bellingstone weszła do szkoły. Fakt, nie było jej na rozpoczęciu roku szkolnego, bo rodzice uważali to za kompletnie niepotrzebne i nieobowiązkowe. Plan lekcji przecież dziewczyna otrzymała już w drugiej połowie sierpnia.
***
Następnego poranka Hanna Bellingstone weszła do szkoły. Fakt, nie było jej na rozpoczęciu roku szkolnego, bo rodzice uważali to za kompletnie niepotrzebne i nieobowiązkowe. Plan lekcji przecież dziewczyna otrzymała już w drugiej połowie sierpnia.
Korytarz był
pomalowany na żółto – to takie typowe. Szare szafki poustawiane przy ścianach
były oblegane uczniami. Kiedy rozejrzała się głębiej, zaczęła w tych wszystkich
ludziach dostrzegać emocje, które przepływały przez ich ciała.
Zagryzła wargę. Czas zacząć piekło!
Krok pierwszy.
Krok drugi.
Krok trzeci.
Nagle jakiś
chłopak w czarnym kapturze wpadł Hannę. Książki z jej dłoni spadły na podłogę,
a chłopak zniknął. Hanna prychnęła wściekle i zaczęła zbierać porozrzucane
książki. Wtedy dostrzegła, jak różowe tipsy dobierają się do jej książek.
Bellingstone uniosła głowę.
Ujrzała dziewczynę
o miłym uosobieniu. Złote zalokowane pukle opadały na jej ramiona.
Jasnoniebieskie tęczówki ujawniały duszę dziewczyny – z pewnością była łagodna.
Ładny nos i ładne usta były dopełnieniem całości, a sposób w jaki się poruszała
swym idealnym ciałem – wywoływał z pewnością uśmiech na wielu chłopięcych
twarzach.
- Proszę – podała książki brunetce i uśmiechnęła się
przyjaźnie.
Hanna kiwnęła głową, także się uśmiechnęła, jednak odeszła,
przyśpieszając kroku.
Dziewczyna skierowała się w stronę sali geograficznej.
Weszła.
Posępne twarze – to
na początek przykuło jej uwagę. Ominęła pierwszy rząd, w którym siedział jakiś
brunet w garniturze. Ominęła drugi rząd. W końcu usiadła w trzecim rzędzie,
gdzie przed sobą i za sobą miała wolne miejsca.
Gdy rozłożyła już
wszystkie książki na ławce, zaczęła przyglądać się uważnie mahoniowym drzwiom –
do sali zaczęła napływać fala uczniów. Nerwowo zastukała palcami w blat ławki.
Zagryzła wargę i dostrzegła wysoką rudą ślicznotkę ubraną w skąpą sukienkę,
która zatrzasnęła za sobą drzwi. Potem te drzwi otwarły się i weszła śliczna
blondynka, która jeszcze przed chwilą pomogła Hannie pozbierać książki. W
każdym razie obydwie dziewczyny skierowały się w stronę Bellingstone. Rudowłosa
usiadła przed brunetką, natomiast blondynka zajęła miejsce za Hanną.
Zadzwonił dzwonek.
Do pomieszczenia
weszła niziutka kobieta z krótką kasztanową czupryną. Na sobie miała
pomarańczowy sweter i ciemnogranatowe spodnie. Wzięła kredę i na tablicy wyryła
swoje nazwisko – Emelie Gratz.
- Dzień dobry – przywitała się. – Na moich zajęciach
będziemy uczyć się geografii. Wszystkie jej sekrety będziemy mogli poznawać
właśnie tutaj. Jednakże jest to wasz pierwszy dzień w liceum… a zarazem
pierwsza godzina, więc chciałabym, żebyście usiedli w parach. – Nikt nawet nie
drgnął. – Wybierzcie osoby, których nie znacie. Może to będą wasi przyjaciele –
udawany uśmiech zawisł na jej twarzy.
Uczniowie zaczęli zmieniać miejsca, jednak Hanna
Bellingstone nawet się nie ruszyła. Nagle do niej przysiadła się tamta blondynka.
- Przywitajcie się – westchnęła, a następnie spojrzała na
zegarek – macie równo piętnaście minut na poznanie się.
- Dakota, Dakota Sensil – powiedziała nieśmiało dziewczyna,
wbijając spojrzenie jasnoniebieskich oczu w twarz Hanny.
- Hanna Bellingstone.
- Ładnie – stwierdziła Dakota. – Ale nie jesteś stąd?
- Dlaczego pytasz?
- Bo nigdy wcześniej cię nie widziałam – mówiła melodyjnym
tonem głosu.
- Masz rację – przyznała po chwili brunetka. – Jestem z Holl
Town. Teraz mieszkam u wujostwa.
Blondynka zaklaskała.
- Jak cudownie. Mieszkanie u wujostwa musi być takie
pasjonujące. Zawsze tak chciałam, ale skoro już mieszkam w Nowym Orleanie, to
przecież nie będę się specjalnie przeprowadzać, prawda?
Hanna skinęła głową, a potem przewróciła oczami.
- Na jakie przedmioty będziesz chodzić w tym semestrze? Ja
na geografię, fizykę, wychowanie fizyczne, psychologię – wyliczała na palcach –
teorię muzyki i historię USA.
- Algebra, angielski, geografia, biologia, hiszpański, nauki
polityczne, WOS i historia – powiedziała szybko. Wcale nie miała ochoty na
poznawanie nowej koleżanki, bo przecież ciągle tęskniła za swoją starą paczką.
Sensil zagryzła wargę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Na przerwie przedstawię ci moją przyjaciółkę.
Przyjaciółkę? Jak ktoś taki może mieć przyjaciółkę. Ta
dziewczyna mówi za dużo – myśli kłębiły się w głowie brunetki.
- Jak ma na imię?
- Rosario Hale. Ale wszyscy mówią na nią Rose – mówiła z
uśmiechem na ustach. – Wszyscy… znaczy ja i jej chłopak. – Chwyciła za dłoń
Hanny i wskazała chłopaka w garniturze z pierwszego rzędu, który był
pochłonięty rozmową z rudowłosą ślicznotką, która jeszcze przed chwilą
siedziała przed Hanną. – To Theo. – Blondynka zacisnęła na sekundę wargi – Rose
nie byłaby zadowolona.
- A ta dziewczyna to… - Bellingstone opuściła dłoń.
- Jessica Price! – Brunetka wytrzeszczyła swoje ładne
brązowe oczy. Była pewna, że gdzieś już to nazwisko słyszała. – Prawdziwa ździra.
Spała z połową chłopaków w gimnazjum. Teraz zaliczy pewnie całe liceum. –
Dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk swoich słów. – No wiesz… pupilek
nauczycieli, ulubienica wszystkich, ale nas nie trawi.
Starała się ją zrozumieć. Uśmiechnęła się nawet, ale Dakota
była za bardzo pochłonięta swoim monologiem, żeby to zauważyć.
- Koniec czasu! – Powiedziała głośno geografka. – Teraz się
rozsiądźcie – uczniowie posłusznie wykonali polecenie.
***
Po lekcji geografii Dakota chwyciła pod rękę Hannę i
zaprowadziła ją do Rosario.
Rosario była
niską i szczupłą dziewczyną. Długie ciemne lokowane włosy sięgały biustu. Usta
wymalowane na ciemnoczerwony kolor, świadczyły, że jej rodziców nie obchodzi
wygląd dziewczyny. Potwierdzał to także jej strój – czarna tunika potraktowana
jak sukienka, nie posiadała niczego pod spodem, dzięki czemu można było
zobaczyć o ciapkę za dużo niż powinno.
- Cześć Rose – powiedziała blondynka.
Brunetka prychnęła.
- Nie nazywaj mnie tak. Jestem Rosario – melodyjny głos
wypłynął z jej ust. – A to kto? – zapytała ciekawsko i sympatycznie, wbijając
spojrzenie swych głębokich zielonych oczu w Bellingstone.
- Jestem Hanna – przedstawiła się. – A ty jesteś Rosario
Hale. – Widząc zdziwienie na twarzy brunetki, szybko dodała: - Dakota wyjaśniła.
- No tak… - uśmiech opanował ciemnoczerwone usta Rosario. –
A nazwisko?
- Bellingstone.
- Super – powiedziała ciepłym tonem głosu. – Mam nadzieję,
że nie będziesz mieć zupełnie innych przedmiotów niż ja. Z Dakotą już i tak mam
za mało zajęć – zacisnęła wargi, jakby miała nadzieję, że Hanna zaraz powie na
jakie zajęcia będzie uczęszczać.
- Spokojnie! – Nagle do rozmowy włączyła się blondynka. –
Macie razem angielski i historię! – Zabrzmiało to jakby dziewczyna uczyła się
planu zajęć swojej przyjaciółki na pamięć.
- Chociaż tyle – mruknęła zielonooka.
Wtedy Hanna zauważyła postać w ciemnym kapturze odwróconą i
stojącą pod ścianą.
- Muszę was na sekundę przeprosić – powiedziała, i chwilę
potem znalazła się tuż za tajemniczą postacią.
Ściągnęła kaptur,
a postać odwróciła się. Bellingstone ujrzała wysokiego blondyna. Spojrzenie
swoich szarych oczu wbił w twarz dziewczyny, a potem spytał:
- Co jest?!
- Jak to co?! Uważaj… jak leziesz. Jeżeli jeszcze nie
opanowałeś tej sztuki, to może zapisz się do przedszkola. – Chciała już odejść,
kiedy zdała sobie sprawę, że chłopak patrzy na nią z rozbawieniem. Skóra na
jego wysokich kościach policzkowych także wydawała się drgać z tego samego
powodu. – I co cię tak bawi! – To nie było pytanie.
- Ty. Jesteś taka wściekła, bo cię potrąciłem?
Hanna odwróciła się i zaczęła odchodzić, kiedy blondyn
złapał ją za koniuszki palców, co jednocześnie zmuszało ją, żeby spojrzała na
niego.
- Przepraszam – nieśmiało zagadnął.
Brunetka wyrwała dłoń i wróciła do dziewczyn.
- Co to było? – zapytała Rosario.
Z gardła Hanny Bellingstone wydobyło się tylko jęknięcie.
- Raczej kto!
- Nie wiesz kto to? – spytały jednocześnie Dakota i Rosario.
- Nie?
- To John McLou!